Ja wiem Ja wiem
519
BLOG

Euroklapa

Ja wiem Ja wiem Finanse Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

Waluta Euro została wprowadzona w 1999 r. w formie bezgotówkowej i 3 lata później w formie gotówkowej. Na przestrzeni kilkunastu lat mogliśmy obserwować, komu ta zmiana się przysłużyła, a komu mocno zaszkodziła. Jest to tak wyraźne, że prawie każdy może płynnie wymienić kilka krajów silnych gospodarczo w Europie i balansujących na granicy bankructwa.

Aby zrozumieć jakie korzyści i zagrożenia płyną ze wspólnej waluty wystarczy przeanalizować proste podwórkowe prawa rynkowe. Jeśli mamy różnych pracowników pracujących w tej samej branży, jeden z nich jest bardzo pracowity, drugi natomiast ma wielkie przywiązanie do przywilejów jak stała liczba godzin pracy, wolne weekendy oraz socjalistyczne żądanie równej płacy dla wszystkich to chyba łatwo sobie przewidzieć sytuację w której pierwszy dostaje ofertę pracy, a drugi niekoniecznie. O ile jest światowy bum gospodarczy i potrzebne są wszystkie ręce na pokład, ten drugi skorzysta na tym, że wytargował bardzo dobre warunki, a daje z siebie mniej. Ten pierwszy może czuć się wykorzystywany i niedoceniany. Zupełnie inaczej wygląda jednak sprawa, gdy przychodzi kryzys i kogoś trzeba zwolnić. Nasz sumienny i zdolny pracownik swoim zaangażowaniem tylko zwiększył swoją wartość roboczą nabywając ogromnego doświadczenia i wprawy, poszerzając kompetencje, i utrwalając w sobie wysoką kulturę pracy. Ten leniwy nie wiele mógł się nauczyć, nie przykładając się do pracy. Zakonserwował w sobie jedynie poczucie, że mu się należy i tylko frajerzy robią za dwóch. Zwolniony z pracy długo nie będzie mógł dojść do siebie i zrozumieć przyczyny swojej tragicznej sytuacji. Będzie zwalał na pracodawcę, na kryzys światowy, na tego frajera, który przejął jego obowiązki bez adekwatnej podwyżki, a wyżywać się będzie nawet na swojej rodzinie za swoje niepowodzenie i coraz bardziej napiętą sytuację finansową. Nie znajdzie przecież szybko pracy w czasie kryzysu, z tak wysokimi oczekiwaniami i małą przydatnością do pracy. Popadnie w długi, czekając na hossę, lub zmarnotrawi dotychczasowe bogactwo, zanim zrozumie, że musi robić ciężej i za niższą stawkę.

Teraz przechodzimy do poziomu regionów i krajów o wspólnej walucie, czyli czymś zbliżonym do wspólnej wysokości zarobków. Oczywiście nie jest to tak bezpośrednio związane, ale pewien wpływ istnieje, który daje takie same konsekwencje. Mianowicie każdy szybciej podnosi cenę swojej pracy, niż godzi się na jej opuszczenie w razie potrzeby. Podobnie rządy bez zastanowienia się podnoszą podatki, a ze spuszczaniem wstrzymują się do ostatniej chwili. Tak mamy już zakodowane, że do dobrego szybko się przyzwyczajamy i za nic nie chcemy tego oddać. Inflacja pieniądza jest pewnego rodzaju podatkiem od pieniędzy, ale też ma zbawienny wpływ, równoważąc ludzką blokadę psychiczną do szybkiego godzenia się z gorszymi warunkami życia. Nasza usługa, towar, praca jeśli się nie sprzedaje, nie mamy zwyczaju opuszczania ceny. Jesteśmy jednak z reguły na tyle rozsądni, że nie próbujemy sobie zniwelować strat podnosząc marżę. Wiemy, że to jest zbyt ryzykowne i bez dobrych zabiegów marketingowych jest prostą drogą do jeszcze większego załamania sprzedaży naszej pracy. Przeczekujemy więc, aż sytuacja się poprawi. Ona się poprawia nawet bez światowej poprawy, bo niemal w każdym normalnym kraju istnieje inflacja, która z roku na rok umniejsza nam wartość pieniądza. Cenę trzymamy tą samą, ale jest coraz mniej warta, czyli nasza praca tanieje. Gdy obniży się wystarczająco, by była konkurencyjna i opłacalna dla nabywcy, następuje pobudzenie sprzedaży i wzrost naszych całościowych dochodów.

Tak właśnie działa waluta w regionie o podobnych warunkach gospodarczych. Gdy są duże nierówności, np. wielkie bogate miasto i biedne okoliczne wsie objęte tą samą walutą to silna część gospodarki sprawia, że wartość pieniądza nie spada, mimo coraz wyższych zarobków sumiennych pracowników. Na pozostałej części regionu jest naturalna tendencja do dorównywania zarobkom miejskim, mimo mniejszej efektywności pracy. Prowadzi to do tego, że praca jest przeszacowana, oparta na chciejstwie, nie na rynkowej wartości. Gdyby biedny region miał własną walutę, poszybowałaby w dół, urealniając wartość płacy z realiami rynku, a waluta miejska by mocno podrożała, doprowadzając do nieopłacalności kupowania czegokolwiek stamtąd przez biedne regiony. Ponieważ waluta jest powiązana, presja inflacyjna jest uśredniona, tak więc mieszczuchom nie zwiększa się sama z siebie pensja w wyniku wzrostu wartości ich pieniądza, a mniej zdolnym wiejskim pracownikom pozostaje czekać na hossę, lub olśnienie, że muszą obniżyć sami cenę do poziomu często określanego przez nich jako pogardliwy. Innym wariantem jest wyprowadzka do miasta i zobaczenie na czym polega efektywna praca. Tam przejdzie się szkołę ile trzeba się naharować, by zarobić tyle, ile chciało się wcześniej bez wysiłku.

Tak więc stolice i duże miasta zawsze korzystały na wspólnej walucie, dzięki temu się rozwijały dynamicznie. Takie samo ma to przełożenie na silne gospodarczo kraje i słabsze posługujące się tą samą walutą Euro.

image


Na wykresie mamy pokazane, jak zaledwie po 5 latach od wprowadzenia Euro w krajach słabszych lub wchodzących do strefy na zawyżonym kursie uwidacznia się podczas kryzysu tragiczny wpływ ich decyzji. Włochy, Hiszpania i Portugalia (celowo nie zamieściłem Grecji, jako zbyt przerysowanego przykładu) załamują się w stosunku do krajów, które nie przeszły na Euro (Rosja, Polska, Czechy, Wielka Brytania, początkowo Słowacja). Przed wejściem do strefy Euro mieszkańcy Hiszpanii i Włoch są około 3 razy bogatsi od Rosjan. Teraz ich przewaga to zaledwie 50% (6 razy mniej!). Czechy i Wielka Brytania szybko pokonały kryzys światowy, bo ich wycenę zarobków szybko zweryfikował rynek walutowy. Bez żadnej własnej ingerencji stali się bardziej konkurencyjni i mogli utrzymać zbliżoną ilość wykonywanej pracy, a więc i swoich zarobków. Polska mająca niedowartościowaną walutę całkowicie płynnie przeszła przez kryzys, bo my byliśmy tym najbardziej dotąd wykorzystywanym, więc i wydajną jak na swoją płacę pracownikiem. Ważne by złotówka dalej była nieco niedowartościowana, a trend doganiania zamożności zachodu będzie stały. Dokładnie na tym bazuje stabilny rozwój Niemiec, który najbardziej korzysta na strefie Euro.

Mamy tutaj jeszcze jeden smaczek, czyli porównanie Czech i Słowacji. Gdy doszło do podziału Czechosłowacji, okazało się że własna waluta biedniejszemu regionowi pomaga odrabiać straty do bogatszego zachodniego brata. Początkowo zarabiali o 45% mniej, jednak w ciągu niecałych 20 lat różnica stopniała do 10%. W 2009 r. Słowacja jednak nie zrozumiała lekcji i powróciła do silnej waluty, tym razem strefy Euro. Od tego czasu przewaga Czech się utrwaliła i wygląda na to, że już niebawem Słowacja zacznie naśladować wykres Hiszpanii, Portugalii i Włoch. Oczywiście przez te kilka lat mają namiastkę luksusu, mogą jeździć taniej po świecie, stać ich na bogate  zakupy u "biednego" sąsiada (w Polsce), ale już ponad 5 lat minęło i jeśli nie uratuje ich światowa hossa, niedługo zaczną długą i bolesną stagnację, tracąc cały dorobek 20 letniego pościgu za bogatszymi krajami.

Ja wiem
O mnie Ja wiem

Piszę tylko, co wiem lub się domyślam. Więcej można przeczytać w książce "Wielki Bum... cyk, cyk - dialogi Geda" zainspirowanej obecnycnymi wydarzeniami na świecie. https://drive.google.com/file/d/1ohAGz8iWa0_i1NfWcQSBxobp2fLbOy8H/view?usp=sharing

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka