Ja wiem Ja wiem
944
BLOG

Obiektywnie czyli źle dla każdego... ideowca

Ja wiem Ja wiem Socjologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 41

Nie liczę na wyrozumiałość czytelników. Zdaję sobie sprawę, że wsadzam właśnie kij w mrowisko, a nawet na raz dwa końce kija w dwa różne mrowiska. Stanie po środku jakiegoś konfliktu, wysilanie się na bezstronność i umiarkowanie, skutkuje wystawianiem się na linii ognia i obrywaniem z obu stron. Nikomu z walczących nie podoba się wymachiwanie białą flagą, jeśli nie robi tego ich znienawidzony odwieczny przeciwnik. Cywile tylko przeszkadzają i służą za żywe tarcze podłęmu rywalowi. Żołnierzom nie jest potrzebne zrozumienie drugiej strony tylko kolejny silny powód do poświęcenia się w słusznej sprawie. Za próbę obiektywnego spojrzenia na motywacje obu stron, ich racje i wypaczenia spotka mnie kara w postaci totalnej chłosty przez każdego zaangażowanego w konflikt polsko-polski.

Czemu zatem wystawiam się świadomie na te niemiłe doznania i powszechną krytykę? Nie jestem masochistą, a już na wstępie zaznaczyłem przecież brak nadziei na zrozumienie mojego spojrzenia przez ogół czytelników, więc co motywuje mnie do rozpoczęcia syzyfowej pracy? Tego sam nie wiem do końca. Chyba też jestem ideowcem, czyli poświęcam się bez osobistych korzyści :P

Zacznijmy od tego, że od zarania  dziejów sposobem na pokojowe egzystowanie różnych ludów, plemion, ras była tolerancja. Pomimo różnic szukano wspólnych interesów, by skuteczniej walczyć z przeciwnościami losu. Obecnie mamy jednolity narodowo kraj i wydawać by się mogło, że tolerancja w społeczeństwie nie jest zbytnio potrzebna. Okazuje się jednak, że jest niezbędna jak za Rzeczpospolitej Obojga Narodów, bo rasa wprawdzie wszystkich Polaków jest ta sama, ale kultura zupełnie inna. Podział polityczny pokazuje ewidentnie, że społeczeństwo spolaryzowało się na dwie przeciwstawne grupy wrogo i nieufnie do siebie nastawione. Aby zrozumieć dlaczego niemal połowa aktywnych Polaków wybrało jedną skrajność, niemal cała reszta przeciwną, należy obiektywnie bez wartościowania na lepsze i gorsze wyszczególnić cechy i idee obu postaw. Tu właśnie chcę wykazać się obiektywnością, która wkurzy obie strony. Powód jest prosty. Każdy ma swoje świętości i prawdy objawione oraz wroga w postaci zła wcielonego. Patrząc obiektywnie, nie mogę przesądzać, która strona ma rację i czy którakolwiek w ogóle ją ma, bo każda jest święcie przekonana, że jest tą dobrą stroną, mądrzejszą i walczy ze złem. Każda grupa chce dla siebie dobrze i każda ma swoje ideały. W tym już momencie, stawiając obie grupy na równoważni, jestem dla obu stron skreślony, jako bluźnierca. Jak można w jednym szeregu stawiać dobro i zło? Każdy przecież wie, co jest dobre, a co złe. Niestety jako zbiorowy byt nie mamy już takiej jasności, a podział głosów jest niemal po równo rozłożony na przeciwstawne rozwiązania w wielu sprawach, więc obiektywnie nie możemy łatwo ocenić, gdzie jest dobro, a gdzie zło. 

Aby nie stracić w tym momencie - z powodu mojego powyższego bluźnierstwa - czytelników mających dobrze wyrobione własne zdanie, zacznę od znalezienia najwyższych przyświecających ideałów w obu grupach. Złośliwie przeciwnikom przypisujemy automatycznie nieprawdziwe lub wypaczone ideały, co pozwala na ustawienie ich w pozycji tych gorszych. Aby nie popełnić błędu na samym początku należy skupić się na istocie zagadnienia i zawrzeć je w słowach przez obie strony rozumianych podobnie. Tak więc wykluczone będą takie zwroty jak "pieniądze i kariera" oraz "Bóg i Ojczyzna", bo tu zakodowane dla obu stron są zupełnie inne znaczenia i ładunki emocjonalne. Właściwsze będzie określenie tego samego w formie "efektywna praca i ciągłe ambitne udoskonalanie się" oraz "sens życia i jego geneza oraz solidarne współdziałanie w ramach jednej kultury i pokrewieństwa". Teraz może niektórym otworzą się oczy, że lekceważyli ideały drugiej strony, że pod pogardliwymi i opacznie rozumianymi słowami kryje się jednak coś wartościowego i zrozumiałego. Aby nie popełniać błędu w ocenie przeciwnika należy najpierw sobie zadać pytanie. Dlaczego jest ich tak wielu? Odrzucić powinniśmy dotychczasową wypaczoną najłatwiejszą odpowiedź "bo głupców jest więcej, niż mędrców", a wysilić się musimy w poszukiwaniu mniej narcystycznej. Takimi odpowiedziami mogą być: bo każdy ma swoją rację, bo wiele spraw jest ważnych i nie łatwo wybrać priorytety, bo każdy ma nieco inne potrzeby, bo każdy wybiera w oparciu o inną wiedzę (nie głupotę), bo każdemu brakuje danych do odkrycia obiektywnej prawdy...

Tak więc, jeśli jeszcze ktoś doczytał do tego miejsca, dopiero jest szansa, że nie patrzy na mnie, jak na pożytecznego idiotę. Mogę zatem przystąpić to rozpoczęcia właściwej części notki.

Podobnie jak międzywojenne odmienne strategie Piłsudskiego, Dmowskiego i innych ścierały się ze sobą, która jest lepsza i zapewni sukces Polsce i Polakom, tak i obecnie spór jest o to samo i podobnie rzucane są oskarżenia o zdradę lub warcholstwo. Obecnie każda strona realistycznie zakłada, że pełna niezależność nie jest możliwa przynajmniej na wstępnym etapie, bo nie da się walczyć na wszystkich frontach jednocześnie, więc pozostaje wybrać, co warto poświęcić, by uzyskać bardziej satysfakcjonujący efekt. Od wyboru swojego strategicznego partnera zależy, co możemy uzyskać, jakie mamy na to szanse i o czym w zamian musimy zapomnieć, jako koszt sojuszu. Zatwierdzony projekt i budowa fundamentów nowego społeczeństwa zdecyduje o na długie lata o najbardziej opłacalnej drodze, z której zboczenie będzie kosztowne nawet dla przeciwnika danej koncepcji (w razie zmiany sterów).

Jakie zatem mamy do wyboru scenariusze? Czym różnią się te dwa najbardziej popularne projekty?

Obie strony wybrały idee ponadnarodowe, by nie wojować z "całym światem", a być częścią  jednej ze światowych grup. Polska jeszcze nie jest tak silna i rozwinięta, by tworzyć własne konstrukcje czołgów, więc tym bardziej nie potrafi zbudować własnej idei suwerennego światowego mocarstwa. Podłączamy się zatem na zasadzie franczyzy do istniejącej korporacji i dostajemy gotowy projekt na sukces. Wystarczy skrupulatnie realizować zakupiony plan, a efekty powinny przyjść szybko i łatwo, jeśli wybrana franczyza jest sprawdzona na świecie i odpowiednia do naszych specyficznych warunków.

Rozumiem oburzonych takim przedstawieniem naszej krajowej polityki, ale nie oszukujmy się. W makroskali jesteśmy takim podrzędnym sklepikiem głównie warzywnym, który prosperował zorganizowany według standardu ZSRR, ale po bankructwie i wyrwaniu się z niekorzystnych wymogów spełniania nieżyciowych norm, robimy za ten sam osiedlowy sklepik tylko z przeorganizowaną procedurą, by spełniać nieco rozsądniejsze normy rynku EU. Struktura sklepu się zmieniła, ale przeciętność biznesu oraz zależność od obcych zasad i dostawców pozostała. Tu właśnie dochodzimy do wyboru strategii, marketingu i działania na rzecz wypromowania się i wybicia w światowej gospodarce, czego samodzielnie według własnego patentu jeszcze długo nie będziemy zdolni.

Żabka, czy Lewiatan?
Mniej więcej przed takim wyborem stoimy, bo niemarkowy prywatny sklepik nie ma szans na zwiększenie obecnej niewielkiej rentowności. Kłótnia jest straszna wśród naszych polityków, a argumenty najwyższego kalibru. Żabka modniejsza, ale wszystko zawsze trzeba urządzać dokładnie pod dyktando sieci. To wymusza ciągłe zadłużanie się bez gwarancji, że odsetki nie zjedzą zysków. Lewiatan gwarantuje urządzenie się prawie po swojemu, tradycyjnie, ale zapewnia tylko małą ilość produktów zwiększających naszą atrakcyjność.

Prawda jest taka, że już dawno wybraliśmy Żabkę i przekonaliśmy się też, że nie daje spodziewanych zysków. Teraz nadszedł czas, gdy znowu trzeba inwestować w remont i dostosowywać się do nowych wytycznych coraz bardziej ingerujących w nasze podwórko i potencjalne zyski. Nowy rząd odstąpił od przedłużenia umowy i najchętniej wynegocjowałby pozostanie pod markową nazwą, ale na bardziej autonomicznych zasadach, bez wynajmowania nowego wciskanego droższego wyposażenia, a z odkupieniem okazyjnie dotychczas leasingowanego; bez ustanowionych z góry nieracjonalnych na naszym osiedlu stawek dla pracowników, bez obowiązku otwarcia 24h/dobę przez 7 dni w tygodniu. Nasi pracownicy chcą mieć czas dla rodziny. Proboszcz gani za pracę w niedzielę. Klienci chcą normalnych stałych niskich cen, a nie ciągłych zmian, drożyzny i promocji 2 za 1. Tak to właśnie oceniła nowa ekipa i ku zaskoczeniu poprzedników pokazała, że da się negocjować z wielką korporacją, mimo ciągłych z jej strony gróźb wyegzekwowania kar umownych za naszą niesubordynację. Dostawcy wciąż przyjeżdżają, baner świeci zgodnie z umową na rachunek sieci, a klienci straszeni zamknięciem sklepu mimo to ciągle przychodzą i robią zakupy. Świat się nie zawalił, a twardo migamy się z wprowadzaniem kosztownych i według wielu niepotrzebnych i niekorzystnych nowoczesnych rozwiązań, jak poprawne politycznie i parytetowe przyjęcie do pracy muzułmanina z Bangladeszu z paszportem syryjskim.

Przepraszam, kawałek wyrwał mi się może zbyt subiektywny i emocjonalny, ale te porównanie tak bardzo się cisnęło w tym miejscu, że ewidentnie zdradziłem, w którą stronę mogę zakrzywiać w przypadku nie utrzymania obiektywizmu.

Ponieważ już się trochę rozpisałem, a temat jest bardzo szeroki, pierwszą część obiektywnego spojrzenia zakończę na tym zarysie sytuacji zaraz po tym, gdy przestałem panować nad swoimi poglądami. Gdy ochłonę, a notka przypadkiem wzbudzi zainteresowanie, rozwinę w dostępnym dla wszystkich języku ideały i słabości obu stron kulturowej kłótni o to, jaka ma być Polska.

Ja wiem
O mnie Ja wiem

Piszę tylko, co wiem lub się domyślam. Więcej można przeczytać w książce "Wielki Bum... cyk, cyk - dialogi Geda" zainspirowanej obecnycnymi wydarzeniami na świecie. https://drive.google.com/file/d/1ohAGz8iWa0_i1NfWcQSBxobp2fLbOy8H/view?usp=sharing

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo