Ja wiem Ja wiem
66
BLOG

Państwo zadłuża się dla nas

Ja wiem Ja wiem Gospodarka Obserwuj notkę 3

Krytykowanie rządów za to, że zadłużają się regularnie to jak krytykowanie swoich rodziców, że wzięli kredyt na większe mieszkanie. Szokujące?

Wiem, wiem, jest kolosalna różnica. Rodzicom ufamy, a politykom nie. Pierwszych trudno posądzać o próbę okradania dzieci takim zabiegiem, natomiast tych drugich jest naiwnością posądzać o dobre intencje.

Jednak odrzućmy na chwilę tę uzasadnioną nieufność i przyjrzyjmy się sytuacji niezależnie od wiary w intencje.

Wielu Polaków zakładając rodzinę, chce zapewnić sobie, swojemu partnerowi i dzieciom warunki sprzyjające dobremu rozwojowi i egzystencji. Wszystkie braki z własnego dzieciństwa nowi rodzice pamiętają i pragną zapełnić je swojemu potomstwu. Stąd moda na jednopokoleniowe rodziny (czy może prawidłowo: dwupokoleniowe), czyli uniezależnienie się od własnych rodziców najpóźniej, gdy pojawią się własne dzieci. Do tego potrzeba nie tylko stabilnej pracy, przyzwoitych zarobków, ale i mieszkania. Wynajem bywa niekomfortowy, tym bardziej gdy trafiło się na nieuczciwych właścicieli lub doświadczyło się kilku przymusowych nagłych nakazów wyprowadzki. Własne mieszkanie zmniejsza mobilność za pracą, ale dla tych, co nie mają problematycznych zawodów to nie przeszkoda. Pracę zawsze znajdą w pobliżu.

Dochodzimy zatem do kupna mieszkania, które dla wielu młodych rodzin jest inwestycją nie do udźwignięcia samemu. Aby starczyło na przeżycie i trochę przyjemności, których każdy potrzebuje, sfinansowanie mieszkania rozkłada się nawet na kilkadziesiąt lat. Tyle czekać nie ma sensu, bo pozytywne skutki własnego komfortowego mieszkania potrzebne są już teraz. Dochodzimy więc do kredytu, jeśli się nie ma wystarczającego oparcia finansowego w rodzinie. Mamy świadomość, że dla rodziny mieszkanie jest potrzebne i opłacalne, by efektywnie pracować, żyć bez zbędnych zdarzeń podburzających negatywne emocje, wychować wspaniałe i beztroskie (w pozytywnym znaczeniu) nowe pokolenie. Kredyt jednak jest oprocentowany, czyli za pożyczkę trzeba będzie słono płacić, za mieszkanie zatem przepłacić. W dalszym ciągu nie brakuje Kowalskich, którym się to w ich mniemaniu opłaca. Wykalkulowali, że wolą płacić raty w ustalonej przez bank wysokości, niż wynajmować niewiele taniej mieszkanie.

Skoro już wiemy, że warto się zadłużać chociażby na cele mieszkaniowe, a przedsiębiorcy potwierdzą, że w biznesie wiele się nie różni, to mamy już ważną tezę, że dług nie jest zły, o ile pozwala nam rozwinąć skrzydła i dzięki temu wygenerować dodatkowe korzyści nie niższe od kosztów długu.

Porównajmy zatem, czy rząd zadłuża się gorzej, niż Kowalscy. Kredyt mieszkaniowy jest najtańszym kredytem dostępnym dla indywidualnych klientów, ponieważ jest najbezpieczniejszy. Zabezpieczeniem dodatkowym w razie niewypłacalności jest przecież mieszkanie. Oprocentowanie jest zawsze wyższe od inflacji, by było po prostu opłacalne, podobnie jak obligacje państwowe muszą zakładać choćby minimalny zysk dla inwestora. Na tym poziomie oprocentowanie jest zbliżone, ale stabilne państwo mimo wszystko już uzyskuje przewagę w nieco niższym koszcie długu dla siebie. Nawet przy hipotecznych kredytach istnieje ryzyko straty na kredycie, więc banki dodatkowo dołączają ubezpieczenia chroniące ich przed stratami. Obligacje nie mają takich gwarancji. Cała rekompensata za ryzyko jest zawarta w tym procencie ponad inflację. Kowalski musi już zapłacić nawet dwa razy tyle za ten sam dług, dodatkowo może kupić tylko coś trwałego i wartościowego dla banku, czyli dom, mieszkanie. Państwo może sobie wydać dowolnie według zapotrzebowania. To jeszcze nie koniec skubania, bo różne dodatkowe opłaty, obsługa klienta indywidualnego, zagwiazdkowane pułapki i zagmatwane zasady powodują niemal zawsze nieprzewidziane przez Kowalskiego koszty kredytu. Pomijam tu już kredyty "frankowe", bo to już czysty przekręt porównywalny do Amber Gold.

Mamy zatem jasność, że państwo jest się w stanie zadłużyć przynajmniej dwa razy taniej, niż indywidualnie obywatel. Mniej przy tym ryzykuje, bo po bankructwie nie oddaje mieszkań i innych trwałych dóbr, tylko negocjuje z wierzycielami, część umarza, po prostu inwestorzy ryzykują na własny rachunek. Taniej, bezpieczniej, ale czy lepiej zadłuża się nasze państwo? Czy wydawane środki prowadzą do rozpostarcia skrzydeł i wygenerowania środków na spłatę taniego kredytu? Oczywiście nawet najzwyczajniejsze inwestycje drogowe mają sens i ekonomiczne uzasadznienie. Budowa mieszkań na wynajem przez państwo również powinna być atrakcyjna i sprzyjać rozwojowi. Diabeł tkwi w szczegółach, czyli skuteczności zarządzania, wielkości korupcji i procentowej ilości trafności inwestycji. Tu dopiero po latach można ocenić, czy plan się powiódł, czy może kolejny rząd zmarnował szanse narodu. W teorii zatem zadłużanie się państwa do granic swojej wypłacalności ma sens, bo jest tańsze. Gorzej, jeśli te pieniądze nie wiadomo gdzie przepadają. Po ostatnich wyborach wiemy, że duża część nie leci przelewami na zagraniczne prywatne konta, bo wpływa na konta Kowalskich. Tak, to też jest inwestycja, prodemograficzna, socjalna przy tym i dająca nadzieję w dobre intencje. Czy korzystna? Zobaczymy.

Ja wiem
O mnie Ja wiem

Piszę tylko, co wiem lub się domyślam. Więcej można przeczytać w książce "Wielki Bum... cyk, cyk - dialogi Geda" zainspirowanej obecnycnymi wydarzeniami na świecie. https://drive.google.com/file/d/1ohAGz8iWa0_i1NfWcQSBxobp2fLbOy8H/view?usp=sharing

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka